czwartek, 11 lipca 2013

#3 - kombek plecionek

Ale mnie tu dawno nie było!

To dlatego, że ostatnio w sumie ciągle byłam zajęta i nie miałam na nic czasu. Za to wczoraj, wraz ze znalezieniem ciekawego bloga, wróciła moja miłość do... plecionek! Niczego innego, a po prostu zwykłych bransoletek z muliny. A może nie takich zwykłych? Ostatecznie nigdy nie umiałam zrobić nawet banalnej jodełki. Dziś wyszła mi przypadkiem i cóż... Skończyło się na tym, że zrobiłam bransoletkę w kwadraty, a potem zabrałam się za taką z napisem. O dziwo, wyszła. Chyba też przypadkowo. Jednak dwa sukcesy mnie ośmieliły - zabieram się za trudniejsze wzory. Ale to już nie dzisiaj! Jest za późno, bolą mnie oczy i palce są zmęczone robieniem tych wszystkich supełków. Może uda mi się pochwalić jakimś swoim dziełem, jak dorwę się do jakiegoś lepszego aparatu. Jak na razie - chyba nic z siebie nie wykrzesam, więc nie warto lać wody. Jutro cały dzień siedzę w domu i zaplatam... Pojutrze za to spotkam się z koleżanką... Co ciekawe, dała mi robotę na najbliższe dni - będę robić bransoletkę dla niej. Z napisem "I ♥ CZAS HONORU"... xD

środa, 3 lipca 2013

#2 - życie bez kieszeni nie ma sensu!

Zdecydowanie. Ja bez kieszeni nie potrafię funkcjonować. Dzisiaj, mimo sporego upału, włożyłam legginsy. Po prostu, było mi w nich wygodnie, a moje krótkie spodenki trochę krępują ruchy. Zamierzałam dzisiaj wrócić do domu rowerkiem, a kilka kilometrów przejechanych w niewygodnych ciuchach naprawdę DAJE się we znaki... Stąd moja szalona decyzja. No i... Cóż, miałam do tego tylko koszulkę, więc kieszeni niet. A męczy mnie katar, więc potrzebowałam chusteczek. No i telefon - przydatny zawsze i wszędzie, niestety ludzie często się do mnie dobijają. Do tych ludzi należy między innymi moja mama, która gdyby nie miała ze mną kontaktu, chybaby oszalała, a potem mnie zabiła, ewentualnie w odwrotnej kolejności. No i drobniaki na picie. Matko, jak ja się nagimnastykowałam, żeby to jakoś gdzieś umieścić... Ostatecznie stanęło na tym, że gumka legginsów dobrze zastępuje kieszenie, przytrzymując chusteczki, a nawet telefon, za to w bucie można skutecznie ukryć trzy złote. Tam dam dam, dałam radę!

Ach, no i dzisiaj moje kochane koleżanki namówiły mnie na kilka... taaak, zdjęć! Na ogół kiedy ktoś chce mnie sfotografować zasłaniam się ręką i się wkurzam. Powód? Po prostu zawsze wychodzę strasznie. O k r o p n i e. Nie wiem, czy jestem aż tak brzydka, czy po prostu niefotogeniczna. Jednak D. udało się zrobić ze mnie człowieka. Co prawda przyćpanego, ale... Nie jest tak źle, jak zazwyczaj. A to duży plus. Jupilaa. Wolałam się jednak bawić w ich fotografa, bo jak ma się fotogeniczne modelki, to aż miło "trzaskać fotki". Co najśmieszniejsze, nieswoim aparatem... Jedno jest pewne - najprawdopodobniej odkryłam swoją nową pasję. Zawsze wzbraniałam się przed fotografią, bo to takie oklepane w dzisiejszych czasach, zaraz będzie, że się jaram tym, bo wszyscy się jarają, nawet aparatu nie mam... A tu bum. Wystarczyło jedno popołudnie, by kompletnie zmienić moje podejście do takiego hobby.

Ogólnie nie jestem człowiekiem ze słomianym zapałem, który chwyta się wszystkiego i nie kończy niczego. Przeżywałam co prawda drobne fascynacje, ale nawet one trwały dość długo... Na przykład kilka lat temu przeżyłam fazę na historię drugiej wojny światowej. Przez trzy lata - co najzabawniejsze, był to trzy pierwsze lata podstawówki - czytałam o tym wszystko, co wpadło mi w ręce. Trochę z tej pasji zostało mi do tej pory, ale nie jest to już takie szaleństwo, jak kiedyś. Lubię sobie od czasu do czasu obejrzeć jakiś dokument, przeczytać coś, o czym jeszcze nie wiem... Miałam też boom! na dinozaury i historię Ziemi. Przestudiowałam encyklopedię... Tak, to wręcz śmieszne. W międzyczasie zaczęło się pisanie... Najpierw wiersze - wisiały sobie na tablicy w szkole, bo jedna nauczycielka zbierała prace od uczniów i te, które jej się spodobały, wywieszała. Ach, moje dziecięce ego było naprawdę mile połechtane. Potem faza na wiersze się skończyła, przyszły powieści. Serio, powieści. Kilka rozpoczętych, jedna skończona. Jednak pisałam ją będąc w czwartej i piątej klasie, więc styl jest straszny... Nawet nie chce mi się tego przeredagowywać, a wyrzucić zeszyty z tymi bazgrołami - szkoda! Po "powieściach" - faza na publikowanie opowiadań na forach literackich. Czasem były miłe komentarze, czasem nie... Dzięki kilku miesiącom "spędzonym" wśród pisarzy-amatorów z całej Polski nauczyłam się pokory. Już wiedziałam, co muszę poprawić, nad czym popracować. Teraz... ciągle piszę. Może mniej, może nie tak intensywnie. Jednak zostałam przy tym. To taka jedna, mała pasja, z którą wiążę niejako swoją przyszłość. Chciałabym kiedyś coś wydać... Ech, no jasne - jeszcze sport. Jestem biedną astmatyczką ze słabą kondychą, a jednak kiedyś trenowałam pływanie. Przez problemy zdrowotne zrezygnowałam z tego... I żałuję. Teraz już za późno, by poważnie o tym pomyśleć, ale przecież dla przyjemności mogę znowu zacząć pływać. No i jeździć na rowerze, biegać, dużo spacerować... Codziennie robię pieszo pewnie kilka, jak nie kilkanaście kilometrów! Niezły wyczyn... Jak na mnie ;) 

Jejku, miał być wpis o życiu bez kieszeni, wyszło na rozkminę o moich pasjach. Czyli miało być dobrze, wyszło... Jak zawsze mi wychodzi, czyli pisałam o wszystkim innym. Super. Dobra, chyba już będę to kończyć. Chyba jest za późno na pisanie... Muszę się nauczyć pisać tylko rano. No, tak do południa. Potem... potem to chyba nie ma mnie w domu. Wracam o nieludzkiej 21:30, a wtedy już jasno nie myślę.

No nie! Znowu! Palce wymykają się spod kontroli, pisząc wszystko, o czym pomyślę. Dość! Koniec tego dobrego! Pora powiedzieć dobranoc...

wtorek, 2 lipca 2013

#1 - wielki powrót do lumpeksów

Nie rozumiem ludzi uprzedzonych do lumpeksów, kupujących tylko w drogich sklepach czy choćby sieciówkach, gdzie ceny nierzadko przekraczają kwoty, na jakie mogę sobie pozwolić. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że "nie ogarniam" szału na oryginalne buty, torby czy spodnie z najlepszych firm. Nie mam converse'ów. Nie mam vansów. Za dwie pary zapłaciłabym jakieś 400-500 złotych. Mam za to trampki wyglądające jak convers'y. Mam trampki wyglądające jak vansy, i to w dwóch typach. I za trzy te pary nie dałam więcej niż stówkę... Tak samo rzecz się ma z kupowaniem w "lumpach". Co z tego, że ktoś kiedyś nosił jakieś ubranie? A nawet, nie oszukujmy się, niekoniecznie. Do second-handów nierzadko trafiają ciuchy całkiem nowe, jeszcze z metką, dobrej jakości. I można kupić je za kilka złotych.

Akurat wczoraj wybrałam się z mamą na przejazd po lumpeksach. I kupiłam sobie torbę ciuchów za trzydzieści złotych. Za duże, męskie T-shirty, o ile bym gdzieś takie znalazła, dałabym... Około 35 złotych za każdy. A kupiłam takie trzy. Za bluzeczkę z H&M poszłoby ze 30-40 złotych spokojnie. Najtańszy byłby pewnie biały top na ramiączkach, który na pewno wypatrzyłabym gdzieś za 20 złotych. Koszulkę jakiejś mniej znanej firmy kupiłabym za 25-30 złotych. DO tego dochodzi spódniczka z H&M (ok. 30 złotych) i świetna, sprana niemal do białości dżinsowa kurtka. Wydatek, na jaki nie mogłabym sobie pozwolić - nowa kosztowałaby mnie jakieś 90-110 złotych. Hmm, podliczmy to. Ponad 300 złotych za kilka rzeczy. Tymczasem ja zapłaciłam dokładnie 28... Warto? WARTO.

Moja przyjaciółka trochę kręci nosem na rzeczy z lumpa. Jest nauczona, że od małego ma wszystko firmowe... I drogie. Ale ja ją jeszcze nawrócę, bo tak naprawdę już niedługo i mamusia nie zapłaci pięciu stów za nowe buty, za studenckiego życia trzeba będzie zadowolić się tańszym odpowiednikiem. Podobnie z ciuchami... Wiecie, ja za to od małego mam wszystko po kimś. I w sumie dobrze mi z tym - na czymś trzeba oszczędzać, a to, że kupię w SH za grosze taką samą rzecz jak w firmówce za pięć dych, nieszczególnie godzi w mój honor.

niedziela, 30 czerwca 2013

everything has a beginning...

Skąd pomysł na prowadzenie bloga? Ot, po prostu zaczęły się wakacje i stwierdziłam, że jakoś muszę wypełnić sobie czas. Różne błahe wydarzenia skłaniają mnie do tego, by rozmyślać na tematy poważne, które dotykają chyba każdego z nas chociaż raz w życiu. Czasem mam wrażenie, że tylko ja wpadam na jakąś dziwną konkluzję. A blog to dobry sposób, żeby swoje opinie skonfrontować ze zdaniem innych.

Dość jednak tych czczych dywagacji! Do dzieła! Blogowanie czas zacząć! A od czego? Najlepiej od krótkiego przedstawienia się.

Jestem... jestem uczennicą. W tym momencie przeżywam wakacyjne przejście z drugiej do trzeciej klasy gimnazjum. Tak, tak, wszechobecne "hejtowanie gimbazy" i te sprawy nie pozwolą mi pewnie na otrzymywanie adekwatnych do publikacji opinii, ale mam wrażenie, że i w sieci znajdą się świadome osoby, które potrafią odrzucić ocenianie po wieku...


Jestem... wariatką jestem. W niewielkim stopniu, ale zawsze. Nie mam oporów przed w sumie niczym, ale nie robię rzeczy, które uważam za głupie lub niepoprawne. Myślę, że moje szaleństwo jest w miarę pozytywne, bynajmniej na moje "odpały" nikt ze znajomych się jeszcze nie skarżył.

Jestem denerwująca. Irytuję ludzi górnolotnym nierzadko słownictwem, poglądami nowoczesnymi wymieszanymi z tymi konserwatywnymi, dziwnym gustem muzycznym i gustem w ogóle, zmiennymi humorami i tym, że nigdy nie chcę rozpuścić włosów.

Jestem lumpeksiarą. Wychodzę z założenia, że w second-handach można znaleźć perełki, więc bardzo możliwe, że podzielę się z Wami jakąś lumpeksową stylizacją, bo zamierzam w najbliższym czasie zgromadzić trochę forsy i ruszyć na podbój wszystkich znanych mi lumpeksów.

Jestem sobą. Nikogo nie udaję i często mam przez to kłopoty, boo... No, nie potrafię grać lizusa albo sztywniary, nie potrafię utrzymać języka za zębami, bo moją dominującą cechą jest gadatliwość. Jestem wulgarna, ale tylko czasami, zazwyczaj korzystam raczej z ironii, która niektórych (np. nauczycielkę angielskiego...) bardzo mierzi. Pa, wzorowe zachowanie!

Dobra, bo zaczęłam przynudzać. Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać. Trzymajcie kciuki, przecież jestem Nieperfekcyjna!